Czy to nie cud przeżyć traumę niemożliwą do przeżycia?

 

    Ah, bardzo bałam się tej książki. Widziałam, co takiego robiła z wieloma osobami, które obserwuję. Jak bardzo ich złamała i dotknęła. Starałam się podejść do niej z czystą głową (co wcale nie było łatwe, biorąc pod uwagę multum skrajnych opinii na jej temat), ale niestety ostatecznie chyba mi się nie udało.
 
    "Małe życie" jest książką brutalną, straszną i jak najbardziej potrzebną, bo w zamierzeniu ma uświadomić czytelnika w wielu ważnych, życiowych kwestiach. Ale czy jest książką dobrze napisaną? Tego już nie jestem taka pewna. Czytając tę pozycję nie uroniłam ani jednej łzy. Ba, nie byłam nawet tego bliska. Słowem, które najlepiej oddaje moje odczucia, jest po prostu... obojętność. I wiem, że to brzmi okrutnie i bezdusznie, ale prawda jest taka, że cała ta historia po prostu po mnie spłynęła. Co gorsza, czuję z tego powodu irracjonalne wyrzuty sumienia!
 
    Starałam się znaleźć powód takiego stanu rzeczy - czy to wina stylu autorki? Narracji? Przerysowania całej historii, która kumuluje tak wiele bólu i smutku? A może po prostu zbyt wysokich oczekiwań, które, mimo szczerych chęci, formowały się gdzieś z tyłu głowy za sprawą niesłabnącej popularności tej pozycji?

    Z książek, które czytałam w ostatnim czasie, jedna utkwiła mi w pamięci. "My Dark Vanessa" traktuje zaledwie o skrawku tego, co znajdziemy w powieści pani Yanagihary. A mimo to odnoszę wrażenie, że uczucia tytułowej bohaterki są bardziej intensywne.  Że nie trzeba jej tak wielu stron i tak wielu złych doświadczeń, by wzruszyć i wzbudzić w czytelniku gniew. Tak naprawdę chyba właśnie to ostatecznie zaważyło na mojej opinii - że ten skrawek dotknął i poruszył mnie bardziej, niż 800 stron "Małego życia".

 2/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.